Popularne posty

3 mar 2022

Wywiad z Sabiną Waszut, autorką serii Emigranci

 


W lutym oddałaś w ręce czytelników trzecią część serii Emigranci. O ile tematem wiodącym pierwszego i drugiego tomu była emigracja „z wyboru”, to w Pod stepowym niebem, bohaterowie zostają pozbawieni możliwości zadecydowania o własnym losie, dlaczego?

Sabina Waszut: W trzecim tomie serii Emigranci, przenoszę czytelnika do ogarniętego wojną Stanisławowa (obecnie to Iwano-Frankiwsk na Ukrainie). Polskie rodziny zostają zmuszone do opuszczenia swoich domów. Zamknięci w bydlęcych wagonach ruszają w podróż do Kazachstanu. Zostają wypędzeni.

Przyznam, że długo zastanawiałam się, czy tematyka trzeciego tomu pasuje do serii Emigranci. Tak jak napisałaś, w dwóch poprzednich tomach, jeśli możemy mówić o jakimś przymusie to jedynie wewnętrznym, bohaterowie podejmują świadomą decyzję o wyjeździe, przygotowują się do niego. W tomie trzecim Olga Jelska i jej dzieci zostają fizycznie zmuszeni do wyjazdu. Olga, wśród gróźb i krzyków, z broną przystawioną do głowy jej najstarszego syna, ma kilkanaście minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy.

Mimo moich rozterek zdecydowałam się napisać o rodzinie Jelskich i im podobnych. Mam świadomość, że przesiedlenie nie jest emigracją, ale to zbyt ważny fragment historii naszego narodu, abym mogła go pominąć.

Jak wyglądała praca nad serią i co było jej inspiracją? Czy od początku założeniem było napisanie kilku tomów?

Sabina Waszut: Pomysł na napisanie książki o emigracji Polaków zrodził się podczas jednego ze spotkań w wydawnictwie. Pamiętam, że zaczęło się od wspomnienia o rodzinie, która wyjechała do Francji przed II Wojną Światową, potem ktoś inny przypomniał sobie, że na takiej emigracji był również Edward Gierek, który w wieku dwunastu lat pracował we francuskiej kopalni. Po spotkaniu, wróciłam do domu z głową pełną pomysłów. Zaczęłam planować poszczególne tomy. W końcu zdecydowałam, że pierwsza część serii będzie opowiadała o emigracji do Brazylii, która miała miejsce na samym początku XX wieku

Tak naprawdę seria Emigranci pozostaje otwarta, kolejne tomy mogą być wciąż dopisywane, bo przecież Polacy wyjeżdżali i wyjeżdżają właściwe do wszystkich krajów świata. Każda emigracja, to wielkie emocje i przeróżne rozterki. Każda jest warta książki.

Kazachstan to miejsce, które przynajmniej w moim odczuciu nie zapisało się na kartach historii drugiej wojny światowej tak mocno jak Anglia, Francja, czy Palestyna – jako kraje, do których emigrowali Polacy, Żydzi w okresie wojennym. Skąd pomysł na wysłanie bohaterów na stepy?

Sabina Waszut: Myślę, że wielu z nas słyszało o deportacjach Polaków (i nie tylko) w głąb Rosji. Następowały one w różnych okresach i najczęściej kojarzą się nam z syberyjską tajgą. Być może pamiętasz film „Syberiada polska”, gdzie bohaterowie zmuszeniu byli do katorżniczej pracy przy wycince drzew, często w przenikliwym zimne. Taki jest najczęstszy obraz wywózek.  Mniej osób zdaje sobie sprawę, że Sybir, to również kazachstańskie stepy i rozmieszczone tam kołchozy.

W 1940 i 1941 roku odbyły się cztery masowe deportacje Polaków mieszkających na kresach. Tylko kwietniu 1940 roku wraz z rodziną moich bohaterów do Kazachstanu trafiło około 60 tysięcy rodaków.

W mojej serii chcę opowiadać właśnie o tych mnie znanych destynacjach, dlatego w pierwszym tomie rodzina Gajdów pojechała do Brazylii, a nie do bardziej znanych Stanów Zjednoczonych, a w części trzeciej Jelscy trafiają właśnie na kazachstańskie stepy.

Uważam, że wartościowa literatura to taka, która pisana jest dla naszej rozrywki, a nijako przy okazji czegoś nas uczy. Ta nauka, ma się odbywać w sposób przez czytelnika niezauważalny, nienachalny.

Mam nadzieje, że seria Emigranci właśnie tak jest. Moi czytelnicy śledząc losy bohaterów, przeżywając ich zmagania, poznają naszą historię Znając przeszłość łatwiej jest zrozumieć trudną codzienność w jakiej teraz żyjemy.

Polacy jadący bydlęcymi wagonami, w pewnym momencie podróży zdali sobie sprawę, że znajdują się już poza granicami ojczyzny. Świadomość być może bezpowrotnego opuszczenia ojczyzny, wywołała wiele emocji. Śpiewano Rotę i domagano się garstki ziemi…

Sabina Waszut:  Długo przygotowuję się do pisania. Najpierw przez wiele tygodni czytam dzienniki i pamiętniki. Rozmawiam z ludźmi. Zbieram emocje i doświadczenia tych, którzy byli naocznymi świadkami historii. Właśnie podczas czytania jednego ze wspomnień kobiety zesłanej do Kazachstanu, natrafiłam na fragment o tym, jak ważna była choćby garstka ziemi zabrana z Polski. Ta ziemia z jednej strony była wspomnieniem, z drugiej nadzieją. Wzruszył mnie ten fragment i postanowiłam ofiarować go również moim czytelnikom.

Znakiem rozpoznawczym serii Emigranci jest motyw listów pojawiający się w Podróży za horyzont, Listach z czarnych miast i Pod stepowym niebem, z pewnością nie bez powodu na okładkach zostały umieszczone znaczki. Udało się ustalić, czy pochodzą one z okresu wojennego? 😊

Sabina Waszut: Chyba w każdej z moich książkę pojawiają się listy. Z jednej strony jest to mój hołd składany umierającej już niestety sztuce epistolografii, z drugiej listy pozwalają przemycić do książki coś co dzieje się poza światem bohaterów. Rozszerzają horyzont.  Znaczki zostały stworzone przez wspaniałą twórczynię moich okładek Annę Slotorz. Ania bardzo dba o szczegóły, warto dobrze się im przyglądać. Już na okładkach można wiele przeczytać J

Pewnie kolejny raz się powtórzę, ale chcę poruszyć niezwykle ważną kwestię, a mianowicie warunki w jakich pociągiem oznaczonym czerwoną gwiazdą podróżują bohaterowie i w jakich żyją w Kazachstanie. Opisy sanitarnych warunków i dostępu do pomocy medycznej, która była w opłakanym stanie są niezwykle przejmujące. Co stanowiło największe niebezpieczeństwo dla wysiedleńców?

Sabina Waszut: Mogłabym długo wymieniać. Brak jedzenia, zimno, insekty, które wręcz zjadały ludzi żywcem, choroby. Wszystko to sprawiało, że śmiertelność wśród deportowanych była wysoka. Jednak czytając wspomnienia i rozmawiając z Panem Jerzym Tomaszkiem, który jako dziecko wraz z matką był wywieziony do Kazachstanu, mam wrażenie, że największym niebezpieczeństwem była bezsilność, zwątpienie w sens czegokolwiek. Zesłańców wyniszczała tęsknota za domem, ale również zbyt kurczowe trzymanie się nadziei. Chyba najlepiej radzili sobie ci, którzy zrozumieli, że przez jakiś czas ich domem będzie kazachstański step. Pan Jerzy opowiadał mi, że jego matka w ciągu kilku dni przekopała grządki, zdobyła nasiona i stworzyła przy ziemiance namiastkę warzywniaka.

Łzy i narzekania na los nie napełniły brzucha, nie wypędziły pluskiew.

Kobiety, często z zamożnych, inteligenckich rodzin, które nie przywykły do fizycznej pracy, musiały przejść ogromną, także wewnętrzną przemianę. Im szybciej zostawiły za sobą przeszłość, tym lepiej sobie radziły sobie w ekstremalnych warunkach.

Z Pod stepowym niebem wyłania się obraz przyjaźni Olgi i Peli – kobiet, które połączył wysiedleńczy los. Ufają sobie, wspierają się, mogą na siebie liczyć w wielu kryzysowych sytuacjach. Ich relacja pokazuje, że w obliczu skrajnie trudnych chwil życia i przykrych doświadczeń można znaleźć promyk nadziei. Czy takie wsparcie kobiet, w ogóle pomoc drugiego człowieka w podobnej sytuacji dawała siłę i mogła uchronić przed najgorszym?

Sabina Waszut: Wzajemne wsparcie było niezwykle ważne. Kiedy człowiek nie ma niczego, dosłownie niczego, jedynie drugi człowiek może być podporą. Szczególnie istotna dla wywiezionych rodzin była pomoc autochtonicznych mieszkańców- Kazachów i Kozaków, a także tych, którzy na zsyłce przebywali dłużej. To właśnie oni uczyli „nowych”, jak żyć w miejscu, które na pierwszy rzut oka do życia się nie nadawało.

W książce opisuję przyjaźń Olgi z Ołżaseem. To on pomógł rodzinie Jelskich przetrwać zimę doradzając zbieranie kiziaków, czyli wysuszonych zwierzęcych odchodów, którym potem palono w piecach. I choć postać Kazacha została przeze mnie wymyślona, wspomnienia, które czytałam, pełne były przykładów wzajemnej życzliwości członków różnych narodów.

Oczywiście były też inne historia. Zarówno wśród samych wysiedlonych, jak i śród autochtonicznych mieszkańców zdążali się oszuści, złodzieje, donosiciele i ludzie nieżyczliwi. Skrajnie trudne warunki czasem wypatrzały charaktery.

Dzieci, które zostały zesłane wraz z rodzicami (należy zauważyć, że do Kazachstanu wyjeżdżano całymi rodzinami), chodziły do szkoły i zostawały poddawane procesowi wynarodowienia – w jednej ze scen równo recytują wiersz Władimira Majakowskiego. Dlaczego radzieckie ideologie wpajano już tak małym dzieciom? 

Sabina Waszut: Każda totalitarna władza, każdy system polegający na zastraszaniu obywateli, chce mieć wpływ na dzieci. Młode umysły są najbardziej podatne i elastyczne. Dzieci jeszcze nie rozumieją świata dorosłych. Ufają.

A jeśli kształtuje się odpowiednio umysł dziecka, za kilka lat otrzyma się posłusznego dorosłego. To bardzo proste i niestety skuteczne.

Podczas wojny robił tak i Stalin, i Hitler. W książce nie opisuję tych najbardziej dramatycznych i okrutnych sposobów wynarodowiania najmłodszych. Niejednokrotnie dzieci były brutalnie oddzielane od rodziców i umieszczane w specjalnych domach dziecka, gdyś poprzez szykany i bicie szybko oduczono je mówić i myśleć po Polsku. Wmawiano im, że Polska i Polacy są czymś gorszym. Ten proces trudno było odwrócić, dlatego szkoły junaków i domy dziecka powstające później przy Armii Andersa, a także wioski dziecięce, jak ta stworzona w Indiach przez maharadżę Jama Saheba Digvijayasinhaji, miały za cel nie tylko zapewnienie podstawowych potrzeb, ale również „przywrócenie dzieci narodowi”. Dzieci żyjące w skrajnie trudnych warunkach, poddawane indoktrynacji, często się buntowały, kradły, organizowały się w naprawdę niebezpieczne bandy. Wojna jest największym piekłem właśnie dla dzieci. Sieje spustoszenie w ich umysłach.

Czy wysiedleńcy do Kazachstanu wierzyli w przewrotność losu i powrót do domu? 

Sabina Waszut: Wierzyli, ale tak jak już pisałam, nadmierna nadzieja czasem nie wpływała dobrze na wysiedlonych. Trzeba było starać się przeżyć i robić wszystko, aby to życie na wygnaniu stało się jak najłatwiejsze. Ci którzy zastygali w oczekiwaniu na powrót, radzili sobie najgorzej. Trzeba było przyzwyczaić się do myśli, że być może spędzą w Kazachstanie kilka lat, być może całe życie. Trzeba było nauczyć się współegzystować z tamtejszą naturą. Przetrwać. Nie wszystkie rodziny zdecydowały się wyjechać nawet, gdy podpisane pakty i umowy dawały im już tę możliwość. Ludzie bali się ruszyć w kolejną poniewierkę, szczególnie, że przecież ich domy we Lwowie czy w Stanisławowie już nie istniały, tam nie było już Polski. Inni zdążyli się zasymilować, zagospodarować. Do dziś jest w Kazachstanie mieszka wielu Polaków. Teraz tam jest ich dom.

Czy Pod stepowym niebem zamyka serię Emigranci? Jeśli tak, to proszę zdradź nam swoje wydawnicze plany. 😊

Sabina Waszut: Seria Emigranci jest otwarta. Być może niebawem pojawią się kolejne tomy i inne destynacje. Polacy mieszkają przecież na całym świecie. Jednak książka, która ukaże się najprawdopodobniej we wrześniu, będzie poruszała inną tematykę. Wracam na Śląsk, z mocnym i wciąż nie do końca opowiedzianym fragmentem historii mojej małej ojczyzny.   

Dziękuję za rozmowę! 


 

Serię Emigranci możesz zamówić tutaj (klik).

Zapraszam do śledzenia profili społecznościowych Autorki na Facebooku i Instagramie.

Wywiad powstał we współpracy z Wydawnictwem Książnica.


 

1 komentarz:

Wywiad z Magdaleną Walą wokół powieści "W sercu wroga"

  Powieść W sercu wroga, otwiera sagę historyczną Między jeziorami. Skąd pomysł na jej napisanie i czego możemy się spodziewać sięgając p...