RECENZJA PATRONACKA
55\2020
„Klątwa
ruin” – Magdalena Wala
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 298
Premiera: 15.07.2020 r.
Otrzymanie propozycji patronatu medialnego nad książką „Klątwa ruin” było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i wyróżnieniem. Ba! Nadal jest! Możliwość przeczytania przed premierą powieści autorki, którą podziwiam za kunszt literacki, niebywałą wiedzę historyczną oraz ogrom pracy włożony w pisanie, to zaszczyt, ale również odpowiedzialność za rzetelne przekazanie czytelnikom opinii o lekturze. „Klątwa ruin” jest wyjątkową historią, która zatraciła we mnie poczucie czasu. Dlatego jeśli tą recenzją zachęcę Was do sięgnięcia po książkę, najlepiej wygospodarujcie kilka godzin czasu, bowiem ciężko będzie się od niej oderwać!
„Aniela była naprawdę trudna i chwilami kłuła niczym oset, ale im bliżej ją poznawał, tym bardziej rosło jego zauroczenie."
Autorka
przenosi nas do 1920 roku, gdzie w ziemiańskim dworze Olszowa zostaje
zatrudniona Aniela Wilczkówna, jako panna do towarzystwa. Pod czujnym okiem chlebodawczyni,
nie znoszącej sprzeciwu i nieposłuszeństwa, wykonuje swoje obowiązki. Do posiadłości
ciotki, wraca z niewoli porucznik Rafał Mielżyński. Aniela – czule nazywana
przez niego „sówką”, pozostaje lojalna wobec pani dworu i chłodno reaguje na
jego zaloty. Nie trudno się domyśleć, że im bardziej dziewczyna unika Rafała,
tym częściej na niego wpada. Postać porucznika – oprócz bohatera wojennego jest
ukazana niczym księcia na białym koniu, który ratuje z opresji wybrankę swojego
serca, jednak na drodze do szczęścia młodych, stają przede wszystkim różnice
społeczne.
Poprzez wątek romantyczny, zostają mocno zarysowane różnice klas społecznych. Z kolei od strony historycznej lektura jest niezwykle bogata w fakty z regionu. Między innymi za to szczegółowe opracowanie materiałów i dokumentów archiwalnych podziwiam i cenię Magdalenę Walę, sięgając po jej powieści z przyjemnością!
„Tęskniła za tym światem prostych zabaw znanych jej z dzieciństwa, muzyki granej w karczmie podczas ostatków, tańców i przyśpiewek. To właśnie było jej miejsce, a nie pański dwór.”
Kluczowym motywem „Klątwy ruin” jest legenda o ruinach zamku, która rozdarła moje matczyne serce. Połączenie trzech elementów: historii, tragizmu miłości i legendy uczyniło tę książkę niepowtarzalną podróżą. Z jednej strony do czasów tuż po odzyskaniu niepodległości, a z drugiej do surowego dworu pozbawionego uczuć, gdy konwenanse stawiane są ponad wszystko.
Sceny z udziałem Anieli i Rafała, którzy zdobyli moją sympatię od samego początku, powodowały szybsze bicie serca i wywoływały niekontrolowany śmiech. Lektura nasiąknięta została tajemnicami oraz sekretami z przeszłości i legendą, poznawaną stopniowo. Chciałabym zdradzić więcej tej dopracowanej i zaskakującej fabuły, ale nie mogę zepsuć Wam towarzyszących emocji podczas lektury. Zapewniam, że zakończenie jest zaskoczeniem. Czy pozytywnym? Warto to sprawdzić!
„Przyznaj sama, że od haftowania kwiatków lepsza szczypta ekscytacji, kiedy czujesz, jak wewnątrz ciebie pulsuje krew, a serce bije gwałtownym rytmem. Dokładnie to, czego doznałaś, królując na tej tafli. Radość z życia. Z takich małych rzeczy”.
Za
możliwość objęcia patronatem medialnym powieści i egzemplarz do recenzji
dziękuję autorce i wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz